niedziela, 15 września 2013

Rozdział I

Ulica którą właśnie przechodzę do bezpiecznych nie należy. Pełno klubów nocnych, dziwki, dilerzy. Mimo wszystko i tak codziennie się tu pojawiam. Dlaczego ? Hm.. no cóż. Moje klimaty że tak powiem. Nie, nie jestem dziwką. Po prostu przychodzę tu odreagować. Alkohol, narkotyki -  dzięki tym rzeczom zapominam o tym całym otaczającym mnie gównie inaczej zwanym światem który jest cholernie niesprawiedliwy. Wiem, że przez to się staczam ale co innego mam robić ? Rodziców nie mam. Oddali mnie do domu dziecka zaraz po urodzeniu i odeszli. Nie chcieli się mną zajmować, gdyż uważali, że nie są gotowi na rodzicielstwo bo podobno mieli po 15 lat gdy się urodziłam. Do 18 roku życia mieszkałam w bidulu. Nikt mnie nie adoptował. Nie dziwię się nawet bo kto by chciał takiego bachora jak ja ? Dopiero po ukończeniu osiemnastki dostałam mieszkanie. Przysyłają mi jeszcze jakieś tam pieniądze ale jak do dwudziestych urodzin nie znajdę jakiejś pracy to przestaną bo przecież całe życie nie będą mnie utrzymywać. A szkoda.  Wiem, że wiele osób może mnie uważać za alkoholiczkę,narkomankę i chuj wie kogo jeszcze. Ja po prostu się zgubiłam... Zgubiłam się we własnym życiu. Nie radzę sobie... po prostu sobie nie radzę.  Przyjaciele ? Pff... nie mam. Nie potrzebuje ich. Na co mi oni ? Żebym na dodatek przez nich cierpiała ? Po prostu nie wierzę w przyjaźń. Mam znajomych. To wystarczy. Miłość ? Nie umiem kochać. Nigdy nie byłam przez nikogo kochana ani ja nie kochałam nikogo więc skąd mam umieć kochać skoro nikt mi nie pokazał jak mam to robić ? Dlatego też narkotyki i alkohol to jedynie co mi zostało...
Znajdowałam się przed jednym z klubów który był moim ulubionym. Weszłam do środka gdzie od razu do moich nozdrzy dostał się zapach alkoholu, narkotyków, papierosów.
- Emily, złotko. Witaj. - przywitała mnie Ashley. Jedyna osoba którą jakoś toleruje ale i tak przyjaciółką nazwać jej nie mogę.. po prostu zwykła znajoma.
- Siema.  - odpowiedziałam siadając obok niej przy barze. - Josh skarbie, proszę to co zawsze. - zwróciłam się do barmana puszczając w jego stronę oczko. Wiedziałam, że to lubi ponieważ mu się podobam. Wyznał mi kiedyś miłość ale ja taka zimna suka - olałam to. Po pierwsze nie jest w moim typie a po drugie jak już wcześniej wspomniałam - nie wierzę w miłość. Zostaliśmy po prostu znajomymi. Uśmiechnął się do mnie i po chwili podał mi drinka którego zaczęłam sączyć.
- Co dziś preferujesz : amfetamina czy kokaina ? - wyciągnęła dwie małe,foliowe torebeczki z narkotykami i z uśmiechem na twarzy wymachiwała mi nimi przed oczami.
- Amfetamina. - uśmiechnęłam się a już po chwili Ash rozsypała biały proszek na blacie.
- No to zaczynamy. - klasnęła w dłonie i zaczęła wciągać proszek. Spojrzałam na nią i również zrobiłam to samo. Gdy wciągnęłyśmy już wszystko, nieźle naćpane ruszyłyśmy na parkiet. Nie wiedziałam  kompletnie co robię. Kołysałyśmy się w rytm muzyki. Otaczało nas pełno ludzi którzy albo byli naćpani albo pijani. Impreza skończyła się koło 4 nad ranem. Gdy trochę się " ocknęłam"  pożegnałam z Ash po czym wyszłam z budynku idąc w kierunku swojego mieszkania.
- Dokąd się wybierasz ? - usłyszałam za sobą dobrze znany mi głos. Serce zaczęło walić mi 2 razy mocniej. Mężczyzna złapał mnie mocno za rękę i przyciągnął do siebie. James - 28 letni diler narkotyków. Zadłużyłam się u niego przez nie.
- Czego chcesz ? - spytałam choć dobrze wiedziałam czego.
- Dobrze wiesz czego chce. Wisisz mi 5000 funtów. - w moim brzuchu aż zawirowało. Bałam się go... On jest do wszystkiego zdolny.
- Ja.. ja nie mam tyle. - wyjąkałam patrząc na jego twarz która zaczyna robić się wściekła.
- Co kurwa ?! Gówno mnie to obchodzi. - jego oczy aż przepełniała złość. - Umowa to umowa. I powytwarzam gówno mnie to obchodzi czy ty masz czy nie masz. Na jutro chcę widzieć pieniądze...- i wtedy poczułam jak jego silna pięść  uderza centralnie w moją twarz co spowodowało, że upadłam na ziemię. -  Inaczej to wiesz co może się stać. - przychylił się i wyszeptał wprost do mojego ucha i na odchodne kopnął mnie w nogi po czym w końcu odszedł. Złapałam się za policzek, który cholernie mnie bolał. W co ja się wplotłam.. on mnie zabije. Na samą myśl o tym rozpłakałam się jak dziecko. Przysunęłam moje bolące nogi pod samą brodę i ryczałam. Spojrzałam na dłoń którą głaskałam policzek - była cała we krwi. Wystraszyłam się ale co mogłam z tym zrobić.
- Pomóc Ci ? - usłyszałam lekko zachrypnięty głos jakiegoś chłopaka. Spojrzałam na niego na co ten na mój widok wytrzeszczył oczy. - Boże, dziewczyno co ci się stało. - niemal krzyknął i natychmiast do mnie pobiegł.
- Odejdź ! - krzyknęłam odpychając go od siebie.
- Nie odejdę dopóki nie zawiozę Cię do szpitala. Ty krwawisz. - nie dawał za wygraną. Spojrzałam ponownie na niego. Wysoki, przystojny, z bujnymi brązowymi lokami na głowie, zielone oczy...
- Chodź. Zawiozę Cię do szpitala bo zaraz się wykrwawisz. - mówił nieco spokojniej spoglądając na moją zapłakaną a zarazem zakrwawioną twarz. Zapewne wyglądam ja jakaś postać z horroru. Nic się nie odzywając podniósł mnie i zaprowadził do samochodu.Po chwili znajdowaliśmy się w szpitalu. Założyli mi na ranę opatrunek po czym wyszłam na korytarz gdzie siedział lokowaty który gdy tylko mnie zobaczył zerwał się z krzesła i podbiegł do mnie.
- Nic Ci już nie jest ? Wszystko w porządku? Odwieźć Cię do domu ? - zasypywał mnie pytaniami.
- Już wszystko w porządku. Dam sobie już sama radę. Dziękuję. - powiedziałam obojętnie i skierowałam się w stronę wyjścia. Było już gdzieś koło 6 rano więc na dworze powoli zaczynało robić się widno. Po chwili znowu poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu.
- Nie puszczę Cię samej do domu. Jeszcze znowu ci się coś stanie. - nalegał. 
- Ty nigdy nie dajesz za wygraną, prawda? - spojrzałam na niego unosząc brwi do góry.
- Tak. - odpowiedział uśmiechając się szeroko ukazując przy tym słodkie dołeczki. Nie,boże.. co ja gadam.
Westchnęłam i nie wiem czemu ale mu uległam i po jakichś 10 minutach znajdowaliśmy się pod moim blokiem.
- To tu mieszkam. - oznajmiłam.
- Mogę chociaż wiedzieć jak masz na imię ? - spojrzał na mnie tymi swoimi zielonymi tęczówkami.
- Emily.
- Ja jestem Harry.
- Miło mi. Mam jeszcze takie pytanie, co ty robiłeś o 4 nad ranem w TAKIM miejscu ? - spytałam.
- Wracałem z imprezy od kolegów.
- I nie piłeś ?
- Nie.
- Aha. Dobra, to wszystko co chciałam wiedzieć. Jeszcze raz dziękuję i do zobaczenia. - powiedziałam i już chciałam wyjść z samochody gdy nagle poczułam jak Harry chwyta mnie za rękę.
- Emily, spójrz na mnie. - wiedziałam co chciał zobaczyć... Mimowolnie spojrzałam na niego. - Ty bierzesz? - spytał.
- Nie, skądże. - wyjąkałam. Miałam nadzieję, że wszystkie oznaki tego, że brałam minęły. Powinny bynajmniej. Ale w końcu nadzieja matką głupich, prawda ?
- Przecież widzę. - upierał się przy swoim. No cóż... niezły z niego uparciuch. - Jeśli chcesz, mogę Ci pomóc.
- Harry, ja sama nie umiem sobie pomóc a co dopiero ktoś inny ?


***

No i mamy rozdział pierwszy. 
Mam nadzieję, że wam się podoba. ;)
Zachęcam was do zaobserwowania mojego bloga by być nabieżąco. 
Czekam na komentarze.

Pozdrawiam was gorąco i do następnego ! :* 

1 komentarz:

  1. No to mnie zaciekawiłaś! To opowiadanie jest po prostu nieziemskie! ;D Cieszę się, że tutaj trafiłam :) I na pewno jeszcze tutaj zagoszczę! Obserwuję i na pewno nie ominie mnie żaden z rozdziałów, który się tutaj pojawi :D Czekam na 2! :)

    Zajrzysz do mnie? :)
    http://whenever-you-kiss-him-im-breaking.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń